sobota, 26 listopada 2016

Lata osiemdziesiąte wiecznie żywe - recenzja albumu "Intruder"

    Ten zespół odkryłem zupełnie przypadkowo, przeglądając na pewnej witrynie internetowej hasła z kategorii "Polskie zespoły synthpopowe". Takie przypadki jednak lubię najbardziej. Zaintrygowany nazwą grupy zacząłem szukać ich śladów najpierw na YouTube, później w sklepach muzycznych. Efektem tego był zakup płyty o której za moment opowiem. 

    Zacznijmy jednak od krótkiego przedstawienia sylwetki. Sexy Suicide (Seksowne samobójstwo, bądź Seksowny samobójca, różnie można tłumaczyć), bo tak zwie się ten zespół, tworzy dwoje młodych ludzi: Marika Tomczyk-wokal oraz Bartłomiej Salamon-intrumenty klawiszowe, sampling. Skład, wtedy jeszcze trzyosobowy, powstał w 2012 r. Nosił nazwę Neon Romance i od początku szedł w stronę syntezatorowych rytmów rodem z lat 80tych minionego stulecia. Jeszcze pod szyldem NR w 2014 roku wydali własnym kosztem album "Midnight stories". Zespół opuścił jednak Michał Kapuściński i w tym samym roku duet Tomczyk-Salamon zaczął grać pod nowym szyldem: Sexy Suicide.

    W czerwcu 2016 roku, pod egidą wytwórni Fonografika, duet wydał swoją pierwszą płytę w przyjętęj obecnie formule. Nosi ona tytuł "Intruder" (Intruz). Zawiera 11 kawałków. Każdy utrzymany w surowej, aczkolwiek wpadającej w ucho syntezatorowej stylistyce.  
  
     Całość otwiera dwu i półminutowa, instrumentalna kompozycja "Kiss of winter" (Pocałunek zimy). Pomieszanie ciężko brzmiącego, syntezatorowego "buczenia" z łagodną, nieco monotonną ale wciąż przyjemną melodią. Tuż po otwieraczu następuje wyzwolenie energii. Drugi kawałek z listy ("Shame of device") to modelowy przykład stylistyki z lat 80tych. Taneczny rytm, odgłosy stukających o siebie metali i dobrze współbrzmiący z tym wokal Mariki to doskonała mieszanka. Utwór z powodzeniem mógłby królować na dyskotekach z serii "Back to the eighties ", gdzieś pomiędzy "Don't go" grupy Yazoo a "Blue monday" New Order. W podobnym klimacie, choć w nieco spokojniejszym tempie, utrzymana jest kompozycja nr. 3. W uszy rzuca się wyraźna linia basowa. Przypomina mi to nieco stylistykę Depeche Mode z okresu płyt "Construction time again/Some great reward/Black Celebration". Dalej następuje lekka wolta, bo oto otrzymujemy utwór "Afterlife", z linią basową kojarzącą mi się, osobiście, z numerami dance lat 90tych. Całości dopełniają użyte w nim sample z filmów.  

     W zasadzie omawianie kawałków mogę w tym momencie zatrzymać, ponieważ każdy konsekwentnie utrzymany jest w identycznej stylizacji. Wart podkreślenia jest jeszcze łagodny utwór z fortepianem w tle. Nazywa się "4 you". Refren śpiewany jest na dwa głosy przez Marikę oraz specjalnego gościa - Jakuba Radomskiego. 

     Moje ogólne wrażenia po wysłuchaniu tej płyty są dość pozytywne. Owszem, teksty idą czasem w mroczną stronę, więc nie jest to płyta w 100% rozrywkowa. Widać, a przede wszystkim słychać, że muzycy doskonale wiedzą o co chodziło w synthpopie lat 80tych, a także jak przeszczepić to na dzisiejsze warunki. Robią to bardzo zgrabnie a ich twórczość z pewnością warta jest uwagi. Będę obserwował ich poczynania i czekał na kolejne albumy. 

Sexy Suicide "Intruder". Wytwórnia: FONOGRAFIKA, premiera: 24.06.2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz