sobota, 3 grudnia 2016

Spis numerów żenujących - vol. 1

    Jak wielu ludzi po ziemi chodzi, tak wiele jest odmian poczucia humoru. Od zarania dziejów muzyki pojawiają się artyści, którzy swoją definicję żartu i zabawy próbują przemycać w piosenkach. Niestety, nie każdy ma do tego taki dryg jak np. muzycy Big Cyc, stąd rynek często zalewa fala utworów dziwacznych. Dziś zatem zajmę się kilkoma piosenkami, które w zamierzeniu autorów miały śmieszyć, lecz wywołują co najwyżej uśmiech politowania. Uwaga! Kolejność numeryczna zupełnie przypadkowa :)

    1. Aktualnie jednym z największych hitów sieci jest utwór o jakże skomplikowanym tytule: PPAP, co jest skrótowcem od: Pen Pineapple Apple Pen (Długopis, ananas, jabłko, długopis!). W zasadzie cały tekst piosenki to własnie te 4 słowa. No, dobra, przesadziłem. Tych słów jest aż 7 (dochodzi jeszcze zwrot "i have a...".  Wątpliwej jakości dzieło liryczne jest opatrzone równie żenującym "teledyskiem". Ubrany w jakiś lamparci shit "artysta" o pseudonimie PIKOTARO wije się jakby cierpiał na pląsawice Huntingtona. To w zasadzie tyle. W chwili pisania tego posta, jedna z kopii  - a po YouTube krąży ich już kilka , łącznie z 10 godzinną - ma już 173 851 820 wyświetleń. Czy trzeba coś dodawać? 
                                       
    2. Dzisiejsi internauci średnio raz na miesiąc rozstrzygają spory typu "Jakiego koloru jest ten sznurek do bielizny?". 3 lata temu nurtowało ich zupełnie inne pytanie. "What does the fox say?" ("Co mówi lis?", czy też, jak uczy się małe dzieci: JAK ROBI LIS) to tytuł kolejnej, żenującej piosenki. Stworzyli ją pod szyldem Ylwis dwaj bracia z Norwegii. W zasadzie do dziś nie wiem, co tak naprawdę chodziło im po głowie. Przebrani za lisy głowią się, czy lis robi kaka-kaka-kaka (Sprawdziłem, tak nie robił Tomasz Lis, tak robił Aleksander Kwaśniewski podczas wykładu na Ukrainie) czy może joff-choff-choff. Czy to poziom humoru odpowiedni dla dorosłych ludzi? Nie wiem, w każdym razie wstyd mi, że tego słuchałem :) 

                                       
    3. Gunther. To powinno wystarczyć, bowiem artysta sam w sobie jest uosobieniem żenady. Zasłynął w pierwszej dekadzie lat 00 duetem z Samanthą Fox. Wykonali wówczas cover jej największego przeboju - "Touch me". Ten numer jeszcze ujdzie, chociaż w oczy kuje już sama stylówka. Fryzura na czeską płetwę i pedofilski wąsik. Trochę jak Marian Koniuszko z serialu Zmiennicy :) Jeśli chodzi o twórczość muzyczną, jak wspomniałem, poza duetem z Sam Fox było już tylko gorzej. Sztandarowym przykładem dziwnego poczucia humoru jest Ding Dong Song z doskonałym refrenem, w którym Gunther śpiewa "Uch, dotknęłaś mojego tralalala, uch, mojego dingdingdong". Macie jakieś pytania? 

                                        
    4. Niestety, również w Polsce zdarzają się niezbyt trafione utwory. Niedawno trafiłem na przebój rapera o pseudonimie KaeN. Nosi on tytuł "Mów mi Dave" a jego treść jest tak przesycona wulgarnym podejściem choćby tylko do seksu, że ciężko strawić to nawet mi. Odnoszę wrażenie, że sam artysta chciałby trochę pójść w kierunku Eminema z okresu "Without me" czy "Lose it", lecz ewidentnie coś wyszło nie tak. Z rapowanych perwersji-kontrowersji wolę już "Love forever" Słonia. Tam przynajmniej zdania są sformułowane na tyle, że mimo ewidentnych problemów psychicznych bohatera, jego historia opowiadana jest tak, że wciąga. Natomiast to, co ma do powiedzenia Dave... W ogóle ma coś sensownego do powiedzenia? 

                                       
    5. Co powstanie z połączenia latynoskich melodii ludowych, stylistyki disco polo i utworów Ace of Base? Otóż będzie to potworek, który można zatytułować "Lubelski Full". Numer ten powstał w 1994 roku. Nagrał go lubelski zespół Primo. Posklejany na prędko tekst, którego zwrotki nijak mają się do siebie wzajemnie, został wyśpiewany na melodię peruwiańskiej ballady "El condor pasa". W trakcie przewija się też charakterystyczny saksofon z "All that she wants" wspomnianej grupy Ace of Base. Całość okraszona jest teledyskiem charakterystycznym dla discopolowych kapel z tamtego okresu. Zaginiona siostra Beaty Kozidrak wygina się przed keyboardem, w który zresztą zamaszyście uderza. Kontrastem do niej jest ledwie ruszający się gitarzysta. Fryzura identyczna jak Gunther. Dziwne to wszystko. No cóż, takie były czasy. Oddam jednak honory grupie Primo, bowiem wolę już "Lubelski full", niż wcześniej opisywanego Dave'a

                                       
    To już wszystko na dziś. Jeżeli macie jeszcze w zasobach pamięci przykłady kolejnych numerów, które żenują zamiast bawić, piszcie w komentarzach. Tutaj lub na fanpage bloga na FB. Sam tytuł sugeruje, że nie będzie to ostatni taki ranking :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz